Kluczowe dania na wynos
- Ustawa o usługach cyfrowych zabroniłaby niektórych, ale nie wszystkich, reklam kierowanych.
- Prawodawstwo dotyczy również mowy nienawiści i podrabianych towarów.
Parlament Europejski jak dotąd zatwierdził jedynie projekt ustawy.
Parlament Europejski zatwierdził projekt ustawy zakazującej reklam kierowanych, ale nie jest on tak dobry, jak się wydaje.
Ustawa o usługach cyfrowych (DSA) ogranicza wykorzystywanie niektórych poufnych informacji do kierowania reklam. Pozwala także użytkownikom zrezygnować ze śledzenia i może zmusić platformy takie jak Facebook i Twitter do usuwania nielegalnych treści, mowy nienawiści i innych. Projekt został przyjęty 530 głosami za, 78 przeciw i 80 wstrzymujących się, co jest tak bliskie osunięcia się ziemi, jak można mieć nadzieję. Jednak eksperci ds. marketingu i naukowcy twierdzą, że proponowane przepisy idą za daleko i nie są wystarczająco daleko.
„Ustawa o usługach cyfrowych, która została wprowadzona w 2020 r., nie zakazuje kategorycznie ukierunkowanych reklam. Zakazuje kierowania reklam na podstawie „wrażliwych” danych, takich jak orientacja seksualna, religia i rasa”, Matt Voda, dyrektor generalny firmy zajmującej się marketingiem online OptiMine, powiedział Lifewire za pośrednictwem poczty elektronicznej. „Tak więc jest to ważny krok w zakresie prywatności, ale idzie tylko tak daleko z perspektywy śledzenia i kierowania”.
Złe reklamy
Branża reklamowa od lat korzysta z reklam inwigilacyjnych i wydaje się, że ma prawo kontynuować, ale to nie znaczy, że powinna. Ekspert w dziedzinie technologii, John Gruber, porównuje zastrzeżenia branży reklamowej do „lombardów, które pozywają, aby powstrzymać policję przed rozprawieniem się z falą włamań”.
Ale fala w końcu się odwraca. Ustawa ta jest początkiem kontrolowania inwazyjnych praktyk firm reklamowych, takich jak Google i Facebook, oraz sprawowania pewnej kontroli nad tym, co mogą publikować sieci społecznościowe. Obecnie te w dużej mierze amerykańskie firmy robią, co chcą, w dowolnym miejscu na świecie i w dużej mierze ignorują konsekwencje. Nawet grzywna w wysokości miliarda dolarów nie jest wielkim problemem dla tych gigantów.
Ustawa o usługach cyfrowych, która została zainicjowana w 2020 r., nie zakazuje wprost zakazu reklam kierowanych.
Sięgając po samą technologię kierowania reklam, Europa mogłaby odciąć te praktyki wrogie prywatności u podstaw. Taka jest teoria.
„Jeśli uważasz, że „prywatność” obejmuje również blokowanie reklam kierowanych na podstawie śledzenia zachowań, zainteresowań lub innej aktywności online konsumentów, DSA nie zapobiega temu” – mówi Voda. „Na przykład, jeśli przeglądasz w Internecie informacje o „zmianie pracy”, a następnie na firmowym laptopie wyświetlają Ci się ukierunkowane reklamy dotyczące „zmiany pracy”, te prywatne (i bardzo wrażliwe) informacje i kierowanie reklam nadal byłyby uczciwe w ramach tych nowe zasady.„
Za daleko, ale za daleko
Oczywiste jest, że potrzebujemy ustawodawstwa, aby umieścić na smyczy wielkie technologie zamiast dotychczasowego podejścia „wszystko-w-nazwa-imienia-innowacji”. Najtrudniejsze jest robienie tego. Zasięg tych firm jest tak ogromny, że lokalne przepisy często się wymykają. Zamiast szeregu mniejszych, bardziej skoncentrowanych przepisów, DSA próbuje naprawić zbyt wiele na raz, co kończy się zagmatwaniem.
„Problem i to, gdzie firmy technologiczne będą dążyć do walki z nową ustawą, polega na tym, że rządy działają bardziej jak piły niż skalpele” – powiedział Lifewire Andrew Selepak, profesor mediów społecznościowych na Uniwersytecie Florydy..
„Potrzebujemy więcej regulacji technologicznych, ale proponowana ustawa jest zbyt szeroka” – kontynuował Selepak. „Proponowany projekt ustawy uniemożliwiłby firmom technologicznym wykorzystywanie poufnych informacji, takich jak orientacja seksualna lub religia, do celów ukierunkowanych reklam. Może to jednak oznaczać, że grupy takie jak katolickie organizacje charytatywne nie będą mogły tworzyć reklam kierowanych do parafian, a GLADD nie będzie mógł używać reklam ukierunkowanych w celu dotarcia do młodych ludzi do zaoferowania pomocy.„
Gdy zagłębimy się w propozycje projektu, zaczyna to wyglądać na trochę chaotyczne. Dlaczego reklamy kierowane są wrzucane do jednego worka z kontrolą mowy nienawiści? To prawie tak, jakby ustawodawcy traktowali wielką technologię jako pojedynczy problem, a nie wiele problemów, które przenikają wszystkie aspekty życia.
„Proponowana ustawa wymagałaby również od firm technologicznych wyeliminowania mowy nienawiści” – mówi Selepak. „Ale kto określi, co stanowi mowę nienawiści? Firmy technologiczne? Poszczególne kraje? Parlament Europejski? Czy mowa nienawiści byłaby ograniczona lokalnymi przepisami, dopuszczającymi różne treści w różnych krajach, czy też firmy technologiczne musiałyby przestrzegać najsurowszej mowy nienawiści prawa na całym świecie?”
Wciąż trzeba odpowiedzieć na wiele pytań, zanim ustawa stanie się prawem, ale przynajmniej to jest początek. I to całkiem niezły.